– Arnika? – zdziwiła się, rozcierając miejsca, gdzie przed
chwilą znajdowały się jego dłonie. – Posmaruj sobie sińce olejkiem z arniki. Znów poszła do łazienki, ale tym razem nie wymiotowała. Umyła ręce i usiadła na zamkniętej pokrywie sedesu. Ryzykowała wszystko. Miała dobrą i ciekawą pracę, ładne mieszkanie, grono starannie dobranych przyjaciół. Byli wśród nich również mężczyźni, ludzie sukcesu, którzy jej pożądali. Nie miała zamiaru pozwalać, by taki typ jak Darren Mowery pieścił ją w jej własnym salonie. Po incydencie z Jackiem dowiedziała się, że jej pracodawca spotyka się z kobietą o nazwisku Sidney Greenburg, kustoszką ze Smithsonian Institute, bezdzietną pięćdziesięciolatką, która nigdy nie miała męża. Dlaczego właśnie z nią, a nie z Barbarą? nip Sidney należała do waszyngtońskiego grona przyjaciół Lucy. – Barbara? – zapytał Darren zza drzwi. Nie odpowiedziała, nawet się nie poruszyła. – Tak się czuje człowiek po upadku – poinformował ją uprzejmie. – Ja wykonam pierwszy ruch. Znajdę dojście do Jacka i przycisnę go. Nie zechce narażać swojej reputacji, nie dopuści, by skalano pamięć jego zmarłego syna. Zapłaci. Ty dostaniesz Kalkulator Wynagrodzeń dziesięć procent. Zerwała się i otworzyła drzwi na oścież. – Dziesięć procent! Zapomnij o tym. Zaraz zadzwonię na policję. Beze mnie nie znajdziesz nic na Jacka. To ja miałam romans z Colinem i to ja mam zdjęcia! – Nie zadzwonisz na policję – stwierdził Darren spokojnie. – Owszem, zadzwonię. Chcesz zaszantażować senatora Stanów Zjednoczonych. – Barbaro, proszę cię – powtórzył Mowery chłodno. – Jeśli wykonasz choć jeden fałszywy ruch, to wierz mi, nie puszczę ci tego płazem. Nie chciałbym wtedy znaleźć się w twojej skórze. Poczuła, że żołądek podchodzi jej do gardła. A jeśli jej wyczyny sprawiły, że Lucy pojechała szukać pomocy u Redwinga? – Łajdak – syknęła. – Brawo. Masz całkowitą rację. Uniosła wyżej głowę, przypominając sobie wszystko, czego się nauczyła przez ostatnich dwadzieścia lat. – Jack dobrze wie, że beze mnie nie przetrwałby w tym mieście nawet tygodnia. Jeśli poprosi mnie o pomoc, to lepiej, żebyś się wtedy trzymał z daleka. To moje pierwsze i ostatnie ostrzeżenie. kalkulatory Mowery przysunął się bliżej. – Och, doprawdy? Musisz zrozumieć jedno, Barbie – rzekł, wyraźnie akcentując każde słowo. – Nic mnie nie obchodzi, czy pieprzyłaś się z ojcem i synem. Nic by mnie to nie obchodziło, nawet gdybyś robiła to z nimi obydwoma jednocześnie. Dla mnie równie dobrze mogłaś sobie to wszystko wymyślić. Zaczynamy spektakl i od tej chwili to ja dyktuję warunki. Poczuła kwaśny smak w ustach. – Wprost nie mogę uwierzyć, że pozwoliłam ci się dotknąć. – I zrobisz to jeszcze niejeden raz. – Roześmiał się. – Możesz